UltraKotlina 70 – 1/2 Najdłuższego Ultramaratonu w Sudetach Zachodnich
UltraKotlina 70 – 1/2 Najdłuższego Ultramaratonu w Sudetach Zachodnich
Po DFBG (Dolnośląski Festiwal Biegów Górskich) bieganie ultradystansów trochę mi przeszło. Trenowało się, uczestniczyło w krótszych zawodach i tak leciał czas. W którymś momencie w końcu zacząłem dokładniej analizować co zrobić by wystartować w wymarzonym Biegu Ultra Granią Tatr 2017 i doszło do mnie, że uzbieranie wymaganych punktów wcale tak łatwe nie będzie. Nie będzie bo… okres biegowy się kończy, zawodów coraz mniej, a te, które mi pasowały już mają zamknięte listy startowe. Na drugi koniec Polski jechać nie planowałem, w Europę uderzać raczej też. Oj 🙁
Poddawać się jednak nie wolno. Po głębszej analizie dostępnych zawodów udało mi się wyselekcjonować jednak takie, w których punkty da się uskładać jeszcze w tym roku. Jednym z tych biegów była UltraKotlina 70.
Bieg będący (do momentu startu i osiągnięcia mety) dla mnie zagadką, której się obawiałem. Niewiele znalazłem z niego relacji, opisów. Łamałem głowę gdzie jest haczyk. Dystans wprawdzie „nieduży” ale długi limit czasowy, punkty kontrolne na których trzeba odznaczać swoją obecność. Czyżby były mega wzniesienia? Konieczność wytrawnego nawigowania? Im dłużej nad tym myślałem to wiedziałem mniej 🙂 No ale, zapłaciło się to biec trzeba 🙂
UltraKotlina 70 (wraz z pełnym dystansem UltraKotlina 130) wywodzą się od długoletniego już wydarzenia pod nazwą Przejście Dookoła Kotliny Jeleniogórskiej. Wszystkie te imprezy mają swoją stronę:
W serwisie są wszystkie najważniejsze informacje o wydarzeniu. – regulamin, płatności, wyniki poprzednich edycji. Organizatorzy zamieścili też najważniejsze komunikaty techniczne, mapę trasy jak i ślad GPS. Da się z tego wszystko co ważne wyczytać i raczej nikt nie powinien mieć problemów z zapisami czy odnalezieniem startu, informacji co zabrać itp.
Zwyczajowo więc gdy już udało mi się zapisać, opłacić pozostało pakować sprzęt i wybierać się na start 🙂
Przy okazji wybór sprzęt na ultra w chłodniejsze dni też mnie męczył dość długo (nigdy wcześniej nie biegałem w takich warunkach) ale finalnie coś tam z szafy wydarłem. Ponieważ spodziewałem się dłuższego „pobytu” na trasie to wybrałem ciuchy cieplejsze ale takie, w których da się biec praktycznie od początku do końca.
Na miejsce startu (Janowice Wielkie) dojechaliśmy z moja rodziną jakieś 2 godziny przed godziną 0 (czyli 14:00). Ładny, chociaż mały kompleks sportowy, namiot organizatorów obok no to zaatakowałem obsługę by wziąć pakiet. Pani dwa razy pogoniła mnie do auta bym okazał wyposażanie obowiązkowe 🙂 więc jak widać nie jest to martwy przepis. Wszystko miałem więc ok, odebrałem co trzeba no i wziąłem się za analizę mapy dostarczonej przez organizatora. W teorii nie wyglądała ona źle. Szlaki były oznaczone, tam gdzie ich miało nie być to organizator wprowadził ułatwienie i rozwiesił wstążki wyznaczające kierunek. Wyprzedzając fakty przydały się te wstążki, dość dobrze były rozmieszczone.
Odprawa
Czas startu zbliżał się coraz szybciej. Cóż trasy na pamięć nauczyć się nie da uznałem więc, że będę próbował dołączyć do jakiejś grupy i biec z nimi póki się da.
Ubrałem ciuchy, spakowałem ekwipunek, a że było jeszcze w miarę ciepło kurtkę i czapkę wrzuciłem do plecaka. Początek uznałem, że da radę pobiec w bluzie, a bliżej nocy będę się ubierał.
Przed biegiem odbyła się krótka ale treściwa odprawa. Organizatorzy wyjaśnili co i jak robić z kartami, lampionami, jak zachowywać się na trasie no i można było ruszać.
Startujemy
Tutaj kolejna dygresja – przydatna dla innych biegaczy w tych zawodach (w przyszłych edycjach). Warto było jednak dobrze przestudiować mapę dostarczaną przez organizatora i kartę kontrolną (z pkt. do odbijania). Oszczędzi to wielu kłopotów na trasie. Mi, zabrakło poczytania karty kontrolnej – zawierała ona np. opisy gdzie są zlokalizowane pkt (opisowe info w stylu między skałami, za schroniskiem co okazało się kluczowe parę razy).
Grupa biegaczy ruszyła dość spokojnie. „Elita” oczywiście szybko wyrwała do przodu ale w moim tempie parę osób się przemieszczało. Dość szybko dołączyłem do kolegi, który z dyskusji okazało się, że jest z okolicy! i w miarę trasę kojarzy. W miarę, bo i on nie ustrzegł się paru błędów. Szczęśliwie były to pomyłki bez poważnych konsekwencji – a to minęliśmy zakręt, ale Ci za nami zawołali, że źle, a to wdrapaliśmy się na szczyt góry z drugiej strony. Punkty kolejne jednak znajdowaliśmy i się biegło.
Niestety kolega biegł zbyt ostrym jak na mnie tempem, bardzo szybko podchodził też na górki i szybko okazało się, że nie dam rady. Po 3 czy 4 chyba punkcie kontrolnym dałem spokój z dotrzymywanie mu kroku. Widziałem w oficjalnych wynikach, że na mecie zameldował się po 11 godzinach z hakiem więc to jeszcze nie mój poziom 🙂
Przystanąłem bo i tak już się ściemniło. Ubrałem kurtkę, czapkę, odpaliłem czołówkę i swoim już tempem ruszyłem do przodu.
Niestety nawigowanie jednak nie jest moją najmocniejszą stroną 🙂 W okolicy między PKT14 a PKT 15 (dokładniej to na asfalcie między miejscowościami Płoszczyna-Dziwiszów) zgubiłem trasę. Szybko to wyłapałem, stanąłem studiując mapę. Za chwilę dobiegło 3 chłopaków. Pytam czy tędy – tędy 🙂 Zrobiłem z nimi 2 km i wyszło, że jednak nie tędy. Pozostało się wrócić i szukać lepiej.
Jak wyszło zmyliły nas białe wstążki, którymi rolnik ogrodził swoje pole. BTW intencja dobra bo wisiały na elektrycznym pastuchu. Nie polecam dotknięcia bo sam spróbowałem 🙂 Były podobne do wstążek organizatora i sugerując się nimi pobiegliśmy nie tam gdzie trzeba. Nowi koledzy mieli jednak wgrany w komórkę ślad gps i z jego pomocą + wypatrywanie trasy przez 4 osoby wróciliśmy na szlak. To była w sumie jedna poważna pomyłka drogi w trasie.
Nowo poznani biegacze okazali się dla mnie zbawieniem. Dwóch z nich biegło idealnie moim tempem! Ostatni silniejszy z grupy nadawał mobilizację całości by jednak biec a nie zbyt długo iść. Przemieszczałem się z nimi praktycznie do końca trasy (odeszli mnie na ostatnich 2 km, kiedy zabrakło mi już sił do ciągłego biegu). Super. W grupie biegnie się lepiej, co ważne do końca na prostych i zbiegach biegłem a nie szedłem jak w DFBG. Nawigacja również uprościła się znacznie kiedy w kluczowych momentach oprócz mapy dało się zerknąć na GPS i pokazywał czy jesteśmy na szlaku czy nie.
Przemieszczanie pomiędzy kolejnymi punktami szło dobrze. Znośnym tempem parliśmy do przodu. Na postojach krótko bez marnowania czasu. Napić się, uzupełnić bukłaki i dalej. Punkty organizator wyposażył bdb. Była woda, cola, izotonik (dobry pasował mi), herbata czy kawa. Do jedzenia rodzynki, ciasteczka, czekolada. Ciepły posiłek na trasie to pomidorowa lub naleśnik. Wziąłem pomidorową bo uznałem, że będzie lżejsza dla żołądka.
Pod sam koniec biegu drastycznie zepsuła się pogoda. Zaczął mżyć deszcz ze śniegiem. Szlak zrobił się coraz bardziej błotnisty, widoczność coraz gorsza (okularnicy jak ja mają gorzej gdy zaparują nam bryle). Parę razy wlazłem w wodę po kostkę ale moje buty i skarpetki tym razem sprawdziły się idealnie. Nic mnie nie obtarło.
Słabe warunki (wraz z tym co pisałem na początku – kiepskim przestudiowaniem rozmieszczenia pkt-ów) niestety zaprocentowało dużą pomyłką. Ominęliśmy punkt kontrolny nr. 24. Owszem biegliśmy koło niego ale nie podbiliśmy się. Na mecie została mi za to doliczona 2 godzinna kara co poskutkowało znacznym pogorszeniem miejsca . A szkoda. Całość trasy – 83,13 km (z pomyłkami) przebiegłem w 13:49:19. Po doliczeniu kary zająłem 25 miejsce z 36 mężczyzn którzy osiągnęli metę (bez kary byłbym około 16).
Meta
Po biegu można było zjeść ciepły rosół,kawę, herbatę, wypić piwo i zagryzać ciasteczkami czy czekoladą. W ośrodku na mecie dało się też wykąpać (teoretycznie bo nie było ciepłej wody i zrezygnowałem z przyjemności prysznica) i położyć spać.
Ponieważ na metę przybiegłem o godzinie 04:00 to do około 07:00 siedziałem czekając na rodzinę. Nie było to przyjemne oczekiwanie bo moje ciuchy kompletnie przemokły, nie miałem nic na zmianę i mimo, że było ciepło to po jakimś czasie zaczęło mnie telepać z chłodu. Opatulony w folię doczekałem przyjazdu rodzinki i po przebraniu się od razu ustąpiły niedogodności.
Uwagi ogólne/końcowe
Ze swojej formy w biegu jestem bardzo zadowolony. Cieszę się, że do końca biegłem, nie miałem kryzysów.
Wyposażenie jakie wziąłem dało radę na trasie. Buty, ubranie mnie nie obtarło ale na końcu biegu ciuchy miałem bardzo mokre (od potu i deszczu). Niestety tak szybko nie schły i tu mało już było komfortu.
To czego obawiałem się najbardziej czyli trasa nie była ekstremalna. Szlak prowadził po znośnej nawierzchni (szutry, kamienie, trochę asfaltu). Był szeroki, nie tak jak na DFBG, tu dało się biec nawet koło siebie. Podejścia i zbiegi do przeżycia.
Nawigacyjnie dało się większość dystansu ogarnąć – ale z zastrzeżeniem solidniejszego, teoretycznego zapoznania się z trasą w domu. W sumie oprócz paru smaczków jak np. wielkie łąki (którymi straszą opisy w necie) czy moment gdy wbiega się do lasu i szlak momentalnie się kończy 🙂 nie było aż takich hardcorów. Jeśli ktoś nie czuje się jednak na silach nawigować to warto współdziałać w grupie i korzystać np, ze śladu GPS.
Podsumowując – impreza kameralna ale bardzo dobrze zorganizowana. Polecam wszystkim ten bieg.