ULTRAKOTLINA 2016 – PIERWSZA POŁOWA MARZENIA

ULTRAKOTLINA 2016 – PIERWSZA POŁOWA MARZENIA

ULTRAKOTLINA 2016 – PIERWSZA POŁOWA MARZENIA

 

Przez długie tygodnie szukałem pretekstu żeby nie wystartować. Wrześniowe starty były dobre, jednak brak odpoczynku związany z natłokiem pracy spowodował, że nie czułem chęci na kolejne maltretowanie organizmu na górskich szlakach. Kiedy w komunikacie organizatorów pojawiła się informacja że Ultrakotlina 70 ma dystans 78 km ta ósemka mnie dobiła. Niby niewiele, a jednak tak dużo. Jednak kiedy przeciwności się mnożą, w głowie pojawia się głos który każe się z nimi zmierzyć. Klamka więc zapada.

 


Ostatnie rady od córki przed startem fot. A. Cieplińska

 

W sobotę z niepewną miną pojawiam się na starcie Ultrakotliny 70 czyli Połówki Biegu Dookoła Kotliny Jeleniogórskiej. Przede mną 78 km z Janowic Wielkich przez Góry Kaczawskie, Góry i Pogórze Izerskie do Jakuszyc. O 14.00 ruszamy z Janowickiej Zielonej Doliny. Start z pełną galanterią – Panie przodem a 10 sekund za nimi Panowie;) Organizator od początku pokazuje klasę.

 

Wraz z pierwszymi kilometrami w głowie rozwiewają się chmury zwątpienia, pojawia się nikły uśmieszek na ustach. Za to na niebie odwrotnie – chmury gęstnieją i od Komarna pada deszcz. Silnik jednak powoli się rozkręca i kaczawskie szlaki przesuwają się coraz szybciej pod nogami. Przy parkingu na Łysej Górze pierwszy punkt żywnieniowy i pierwszy bonus dla Organizatora. Herbata z malinami – co za smak!. Dodatkowo można napchać kieszenie ciastkami, bananami i słodyczami i w drogę. Jest coraz piękniej. Nawet błoto na podejściach lepi się mniej i woda w butach chlupie radośniej. Za Okolem nawet przez chwilę pojawia się słońce. Przed Szybowcową zagaduję do mijającego mnie biegacza i kolejna niespodzianka – z Ludwikiem ze Świętoszowa lecimy dalej razem do końca. On ma GPSa, ja jako lokals znajomość terenu – musi być dobrze;)

 
 

Zmrok zapada na Górze Szybowcowej. Tutaj spotkanie z niezawodną grupą wspierającą – Żoną i Córką. Kilka fotek, obowiązkowa herbata z malinami, ciastka i biegniemy dalej. W dole przepięknie oświetlona Jelenia Góra. Biegacze którzy przyjechali z dalszych okolic głośno wyrażają swój zachwyt. Na pożeganie Gór Kaczawskich przed Perłą Zachodu w lesie, wbiegamy w środek dzikiej imprezy techno.  Błyskają stroboskopy, rytmicznie dudnią basy a pod nogami bagno. Jeśli to sprawka Organizatorów to poszli szeroko;) – czego się nie robi dla Zawodników. Od tej pory dobry humor mnie nie opuszcza.

 

Po 50 kilometrach punkt w Goduszynie – pyszna zupa pomidorowa i naleśnik i oczywiście to co najlepsze w tej imprezie czyli?….herbata z malinami!!! Tym razem 3 kubki;) Kiedy Ludwik potakuje że już pojadł z niechęcią opuszczamy punkt. Przez Pogórze Izerskie z małymi przygodami biegniemy do Górzyńca.

 

Tutaj mała dygresja. Organizator aby uatrakcyjnić bieg wprowadził obowiązek podbijania na rozmieszczonych w terenie lampionach kart kontrolnych. Zapobiega to skracaniu trasy i dodatkowo wymaga skupienia i pracy z mapą. A miało być tylko bieganie;). Niemniej jednak udaje nam się odszukiwać kolejne punkty i w końcu docieramy do Górzyńca. Tam na punkcie niezwykle miłe Panie częstują nas ciasteczkami, kiełbaskami z ogniska i oczywiście HERBATĄ Z MALINAMI;) Ponieważ trzeba się delektować imprezą walimy po 4 kubki do czego Ludwik dokłada jeszcze kawkę. Stanowczo Wolontariusze na punktach za bardzo rozpieszczają zawodników – Brawo i tak trzymać!

 

Niestety wszystko co miłe się kiedyś kończy. Przed nami gwóźdż programu czyli podejście na Wysoki Kamień. Przy dobrej rozmowie czas płynie jednak szybko i nagle okazuje się że biegniemy już gdzieś w okolicach Kopalni Stanisław po kostki w wodzie. Ale teraz nie ma to już dla nas znaczenia – zostało kilka kilometrów.

W końcu po 11 godzinach i 35 minutach od startu finiszujemy na Polanie Jakuszyckiej zajmując zaszczytne 7 mce. Na miejscu mimo tego że jest środek nocy w tłumek znajomych i kibiców wita nas gorącą owacją. W takich chwilach nie wymysli sie nic oryginalnego ale napiszę: NAPRAWDĘ BYŁO WARTO!. Przybijamy piątkę z Ludwikiem, robimy fotki z medalami i do domu.

 

Podsumowując:

Mam wielki Szacunek dla Zawodników którzy biegli całość czyli 134 km w tym pierwsze 35 km w ośnieżonych Karkonoszach. Do tej pory zastanawiam się nad ich metodami na motywowanie się.

Po drugie Wolontariusze i Organizatorzy otrzymują Ogromne Podziękowania za podejście do Zawodników i to że trwali na posterunkach mimo niesprzyjającej aury. Dzięki ich pracy nie czuło się kryzysów a zmęczenie przestawało się liczyć.

No i po trzecie jeśli w przyszłym roku będzie herbata z malinami to zaraz rejestruję się na pełną Pętlę Dookoła Kotliny.

 

PS. Jeśli chodzi o wspominaną tu często herbatę z malinami to jest to ona dla mnie definicją tego jak bardzo można cieszyć się z prostych rzeczy. I chyba o to w całym tym bieganiu chodzi;).

 
 

Autor: Tomek Ciepliński (wertykalnakotlina.wordpress.com – startował)

Zdjęcia: Aneta Cieplińska (Wertykalna Kotlina – wspierała i dopingowała)

Skip to content