Spacer w chmurach
Spacer w chmurach
Tegoroczna, XIII edycja Przejścia Dookoła Kotliny Jeleniogórskiej jest inna, wcześniej niż w ubiegłych latach, dokładnie o 11:59 rozpoczyna się pełna i wyjątkowa minuta ciszy dla Daniela i Mateusza. W piątek w samo południe, wśród braw od i dla uczestników Wojtek, Piotr i Jarek wraz z grupą blisko pięciuset śmiałków ruszają na szlaki.
Przez Karkonosze idą za dnia, w ciepłych promieniach słońca, niestety nie ma świetlnego węża, w zamian napawają się pięknymi widokami Karkonoszy, Śnieżne Kotły, Wielki Staw i wspaniały widok na Kocioł Małego Stawu. Pomimo wylewania pierwszych potów idzie im się lekko i są w świetnych nastrojach. Robią fotki, poznają nowych ludzi, śmieją się i żartują.
Powietrze przepełnione jest wilgocią, wyczuwany jest zbliżający się deszcz, delikatny wiaterek przywiewa kolejne chmury, które z każdą godziną mocniej przesłaniają promienie słońca, wiadomo, że będzie padać, nie wiadomo jednak kiedy zacznie.
Zmierzch zastał ich gdzieś przy Jelence. W schronisku „Na przełęczy Okraj” zatrzymują się na posiłek i czekając na zamówione frykasy tracą mnóstwo cennego czasu. Nastała noc, jest ciepło i parno, idą przez Rudawy Janowickie, piękne w dzień i bardzo ciemne nocą, szczególnie, że chmury zakrywają całe niebo, księżyc w pełni nie oświetla im szlaków i nie widać jest milionów gwiazd na niebie. Wędrowcy na szlakach mijają śpiących uczestników Przejścia, owiniętych w folie NRC wyglądających trochę jak ryby zawinięte w sreberka gotowe do położenia na ruszcie grilla. Sami też decydują się odpocząć i złapać trochę snu, niestety sen do Piotra nie raczył przyjść.
W Janowicach Wielkich w Zielonej Dolinie piechurzy konsumują to, co przygotowali organizatorzy, tymczasem porcje są w stylu „za mało, aby się najeść – za dużo, aby umrzeć z głodu”, na dodatkową porcję nie mają co liczyć, dobrze, że „Delikatesy u Mirka” są otwarte. Noc szybko minęła i zaczyna świtać, nasza trójka wdrapuje się na Różankę, po górze makaronowej zostało tylko miłe wspomnienie.
Góry Kaczawskie pokonują drugiego dnia, niemal bez zatrzymywania się, pogoda wciąż im dopisuje, pomimo, że jest duszno idzie im się całkiem dobrze. Nogi bolą ale lekko, odcisków nie ma, ramiona dają radę, humory wciąż im dopisują, więc na kolejnych PK tradycyjnie robią pamiątkowe fotki, śmieją się i żartują.
Na przełęczy Widok, tuż przed Kapellą Jarek skręca nogę, staw skokowy mocno spuchł i każdy kolejny krok sprawia mu ból, Jarek podejmuje trudną lecz słuszną decyzję o rezygnacji, jest złość i niedowierzanie, on – najsilniejszy z całej trójki, doskonale przygotowany kondycyjnie, przez zwykłego pecha musi zrezygnować. Wypadek Jarka psuje dobrą atmosferę, po smutnym pożegnaniu Wojtek i Piotr idą dalej już bez dobrego humoru.
Kolejne kilometry trasy mijają spokojnie, mając wciąż żywo w pamięci wypadek Jarka, ostrożnie pokonują zejście z Leśniaka po obsypujących się kamieniach. W Chrośnicy nie mogło zabraknąć groźnych hien, które głośnym szczekaniem witają kolejnych uczestników Przejścia.
Gdzieś w okolicach Leśnicy z grubej już warstwy chmur zaczynają spadać pierwsze krople deszczu, prognozy meteo się sprawdzają a dalsze przewidywania szamanów zapowiadają, że ma padać aż do niedzieli, więc na Górze Szybowcowej wędrowcy zabezpieczają plecaki i zakładają przeciwdeszczowe peleryny. Deszcz rozpadał się na dobre, są chwile, gdy ostro leje a deszczówka już płynie chodnikami i ulicami Jeżowa Sudeckiego a na szlakach, ścieżkach i bezdrożach utworzyły się wielkie kałuże.
Deszcz od góry, woda od dołu, pot od środka – wszyscy już wiedzą, że nie będzie łatwo. Wśród uczestników Przejścia i Połówki posypała się lawina rezygnacji, a organizatorzy wszelkimi możliwymi środkami transportu zbierają uczestników ze szlaków.
Idąc obok Gapy Piotr i Wojtek omijają kałuże, brną i ślizgają się na pokrytych błotem ścieżkach. Pomimo opadów kolejne kilometry oraz kładkę na Bobrze i PK przy „Perle Zachodu” pokonują szybko i sprawnie, bez zbędnych przerw. Na Lotosie wraz z innymi uczestnikami Przejścia całkowicie opanowują jedną część wiaty, a kierowcy patrzą na przemoczonych wędrowców niczym na kosmitów, wszyscy korzystają z osłony przed deszczem, zabezpieczają stopy grubą warstwą cudokremu i przygotowują się do nadciągającej drugiej nocy. Ruszają dużą grupą – jedna z niepisanych zasad – na Przejściu nikt nie jest sam. Bez problemu docierają do Goduszyna, na PK9 już nie robią fotek, żarty się skończyły, są zmęczeni, coraz bardziej mokrzy od deszczu i potu, w ich butach zrobiło się bagno. Dziewczyny na PK częstują gorącą kawą, miłe słowa otuchy i mocna kawa podbudowują nadszarpnięte morale.
Egipskie ciemności, padający deszcz, ziąb, mgła, zmęczenie, brak snu, wszystko to daje im się ostro we znaki. Brnąc w głębokim błocie i przy bardzo złej widoczności, idąc w dużej grupie pokonują Komorzycę, słabo oznakowaną czerwonym ludzikiem, szybko mijają Wojcieszyce i PK10. Na Zakręt Śmierci wchodzą długo i powoli, do schroniska Wysoki Kamień podchodzą jeszcze wolniej, Piotrka dorwał ostry kryzys spania, zmęczenie mocno doskwiera, mózg go oszukuje i płata figle, idąc prostym szlakiem nogi same go ciągną mocno w prawo, co chwilę musi korygować kierunek swojego marszu, widać, że czuje się jakoś dziwnie i nieswojo, gdyż przez korygowanie kursu wydaje mu się, że skręca w lewo, gdy tak naprawdę idzie prosto. Jego własny mózg, niby taki niezawodny, a wystarczy odciąć go od regularnych dostaw snu a zaczyna szwankować.
Padający deszcz oraz coś co wygląda jak mgła mocno ograniczają widoczność, idąc w kierunku kopalni kwarcu ta dziwna mgła trochę ustępuje a padający deszcz się nasila, teraz wiem, że nie była to mgła – to były chmury, a odcinek od Zakrętu Śmierci do kopalni kwarcu to był dla naszych wędrowców oraz innych uczestników Przejścia wyjątkowy spacer w chmurach.
Przed świtem, w drewnianej wiacie na Rozdrożu pod Równą Cichą, Wojtek i Piotr robią przerwę, kilkanaście minut snu przywraca Piotrkowi minimum logicznego myślenia. Jest niedziela rano. W marszu do PK12 Wojtek usiłuje się rozgrzać i rozruszać sztywne obolałe mięśnie.
W przemoczonym i przepoconym ubraniu, basenem w butach, głodni i wychłodzeni, z bolącymi od plecaków ramionami, z obolałymi i spuchniętymi od wody stopami, z trudnym do przezwyciężenia zmęczeniem, wyczerpanym organizmem i łamiącym brakiem snu, z trudem unikając poślizgu na głębokim błocku, idąc szybkim krokiem wprost przez kałuże, w których chłodzą palące stopy, pokonują Przedział i mieszcząc się w wymaganym czasie docierają do mety.
Znam ich, pomimo trudów długiej wędrówki już czekają na kolejne Przejście Dookoła Kotliny Jeleniogórskiej.