IV Przejście (2007)
Czterdzieści osiem godzin prawdy, czyli powtórka, najstarszy i pierwsze dwie…
Dwie pierwsze kobiety,pierwsza osoba, która powtórzyła Przejście oraz dziarski siedemdziesięciolatek na trasie. 145 górskich kilometrów, deszcz, śnieg, mgła, słońce i niskie temperatury. Karkonosze, Rudawy Janowickie, Góry Kaczawskie i Izerskie gościły rekordową liczbę 118 uczestników. Spośród nich 17 ukończyło próbę. A to wszystko dla pięknej i szczytnej idei upamiętnienia dwóch wspaniałych ratowników Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego – Daniela Ważyńskiego i Mateusza Hryncewicza. Tak wyglądało IV Przejście Kotliny Jeleniogórskiej A.D. 2007.
Zanim jednak do tego doszło, kilku zapaleńców z grupy Karkonoskiej GOPR, na wiele miesięcy przed startem rozpoczęło przygotowania. Dogranie spraw formalnych, ubezpieczenia uczestników, zapewnienie im opieki medycznej, transportu, punktów żywieniowych trwało kilka ładnych tygodni. Kiedy już wszystko było zapięte ruszyła rekrutacja, to był początek czerwca. Zaczęło się od pojedynczych osób, nieśmiało i spokojnie. Im bliżej daty zamknięcia rekrutacji tym tempo zapisów rosło. Kiedy na tydzień przed startem termin na wpisywanie się minął, na liście było 135 osób. Oczywiście różne względy spowodowały, że na starcie zjawiło się 118 uczestników. Ostatni tydzień, a w zasadzie dwa dni, to dogranie wszystkich spraw, przygotowanie startu i w końcu w piątek, 14 września pod „Mariankami” tłum ludzi zgromadził się na miejscu rozpoczęcia marszu. Na dwie godziny przed startem wszystko było gotowe.
Uczestnicy odbierali pamiątkowe koszulki, mapy i identyfikatory. Sędziowie sprawdzali czy wszyscy mają wymagane wyposażenie. Przy pięknej pogodzie czas płynął wolno i leniwie. Ostatnie chwile, które można było spędzić na, niczym nieprzerywanym, odpoczywaniu. Pojawili się przedstawiciele mediów – radia i telewizji, a także prasy. Przeprowadzali oni wywiady z losowo wybranymi uczestnikami oraz z organizatorami. Przy namiocie – biurze, działał dr Jacek Borkowski z AWF Wrocław, który pobierał od ochotników krew na potrzeby badań zmian po wysiłkach ekstremalnych. Na pół godziny przed startem, kiedy słońce już zdecydowanie schowało się za widnokręgiem, rozpoczęły się przemówienia oficjeli. Zaczął burmistrz Szklarskiej Poręby Arkadiusz Wichniak – oficjalny patron imprezy. Chwilę później parę ciepłych słów padło z ust Macieja Abramowicza – Naczelnika Karkonoskiej Grupy GOPR, która jest organizatorem przejścia. Następnie ostatnie słowa od samych organizatorów – o bezpieczeństwie, o zasadach panujących na trasie, o najważniejszych punktach w trakcie marszu. O 19.59 została wywołana minuty ciszy dla uczczenia tragicznie zmarłych kolegów z Górskiego Pogotowia – Daniela i Mateusza. Punktualnie a 20.00 z wielkim entuzjazmem całe 118 osób ruszyło na trasę. Jedynie 17 spośród nich wróciło w to samo miejsce o własnych siłach…
Karkonosze, słynne z tego, że średnio 2 dni w roku jest bezwietrznie, w tym roku pokazały swoją potęgę. Wiatr, w połączeniu z deszczem, mokrym śniegiem, niską temperaturą i mgłą spowodował, że w sumie 44 osoby zrezygnowały w tych górach z dalszego marszu. Pogoda na tak ciężkiej próbie ma ogromne znaczenie, o czym przekonali się uczestnicy tej imprezy. Jednak ci, którzy przetrwali kryzys pierwszej nocy trafili na sobotni poranek, który stopniowo przeradzał się w słoneczny dzień. Wraz ze świtem odżyły nadzieje wśród uczestników. Na odcinku aż do punktu żywieniowego na Różance jedynie pojedyncze osoby, najczęściej z powodu kontuzji i zniszczeń stóp kończyły próbę. W tak dużej grupie już pierwszego dnia zaznaczyły się różnice w tempie marszu. Najsilniejsza, 4 – osobowa grupa dotarła na Różankę przed 8.00 rano, w tym samym czasie byli jeszcze tacy, którzy dopiero kończyli Karkonosze.
Na tak wielkie odległości między uczestnikami wpływ miała ilość snu, dobór tempa oraz obciążenia plecaka. Ci najszybsi szli zupełnie na lekko, bez snu, a momentami nawet biegli. Mieli w planie taką szybkość utrzymać. Na punkcie żywieniowym jednak odpadł jeden z nich – Rafał Stypiński, któremu odnowiła się kontuzja kolana. Słoneczny dzień upłynął dla wszystkich pod znakiem optymalnego tempa marszu i dużych pokonanych odległości. Kolejne masowe rezygnacje przyniosła druga noc. Większość spośród uczestników była w tym czasie między Przełęczą Komarnicką a Jeżowem Sudeckim. Najsilniejsi minęli „Szybowcówę” i ruszyli mocno do przodu, nie planując dłuższego postoju. Spośród pozostałych zarysowała się wyraźna grupa, która miała realne szanse ukończyć w czasie tegoroczne Przejście. Natomiast ci, którzy stracili zbyt dużo czasu wcześniej, zaczęli zdawać sobie sprawę, że ich trud może nie doprowadzić do mety. Do tego doszły kontuzje, otarcia stóp, zmęczenie, brak snu, zgubienia drogi i wiele innych ludzkich dramatów. W momencie, kiedy najmocniejsi zbliżali się do Szklarskiej Poręby, na trasie pozostało już tylko 42 uczestników.
O 6.05 w niedziele, 34 godziny po starcie, Radosław Rój, Mirosław Wira (obaj z Wrocławia) oraz Artur Wójcik ze Szklarskiej Poręby, stawili się na mecie, w stacji GOPR „Marysieńka”. Powitał ich sam naczelnik Grupy Karkonoskiej. Zmęczeni, z uczuciem wielkiego bólu w nogach i znużenia, ale szczęśliwi i zadowoleni ze swojego wyczynu popijali ciepłą herbatkę, myśląc już tylko o kąpieli i śnie. Przeszli 145 kilometrów po górach w czasie 34 godzin i 5 minut. To wspaniały wyczyn.
Tymczasem 5 godzin za nimi znajdował się pojedynczy zawodnik Piotr Wojciechowski, a dalej długo, długo nic, aż do głównej grupy, która w tym czasie była w okolicach Perły Zachodu. Wszyscy trzymali kciuki za całą resztę, ale szczególną sympatię wzbudziły dwie dziewczyny Anna Jarowicz i Gosia Tofiluk, które z dużym zapasem czasu mocno parły do przodu oraz Władysław Biskup, były ratownik górski oraz przewodnik z Kłodzka, który w czerwcu skończył… 70 lat!!! Jednak kolejne kilometry dawały się we znaki uczestnikom. Było coraz ciężej, nogi odmawiały posłuszeństwa, a oczy same się zamykały. W momencie, kiedy o 11.05 Piotr Wojciechowski z Bydgoszczy doszedł do mety, walczyło już tylko 27 uczestników Przejścia.
Warte podkreślenie jest to, że Piotr Wojciechowski w wyniku opóźnień na drogach wystartował w piątek z 1,5 godzinnym opóźnieniem. Regularnie doganiał i przeganiał kolejnych maszerujących i ostatecznie doszedł jako czwarty w tym roku, po 37 godzinach i 35 minutach. Niesamowite jest także to, że ten Uczestnik uległ kilkanaście lat wcześniej wypadkowi samochodowemu, po którym lekarze dawali niewielkie szanse na samodzielne chodzenie. Jednak upór i konsekwencja w rehabilitacji oraz godna podziwu wiara w powrót do pełnej sprawności, pozwoliły Piotrowi nie tylko wrócić do zdrowia, ale nawet startować w ekstremalnych maratonach górskich, a także w Przejściu Kotliny. Wielkie słowa uznania!
Tymczasem na drugim punkcie żywieniowym pojawiały się ostatnie osoby z realnymi szansami na ukończenie, w sumie 13 osób. Tuż przed „Horyzontem”, bo w Górzyńcu zrezygnował Marcin Kupczyk na Zimnej Przełęczy poddał się Maciek Kalisz, który w zeszłym roku ukończył próbę, natomiast w Wojcieszycach odpadli ostatni, spośród tych, którzy mieli szansę na dojście: Stanisław Rapczuk, Tomasz Siedlak, Tomasz Chabinka i Michał Barciś. Nad ranem w Jeżowie Sudeckim zakończył Tomasz Baranow, który miał zapas czasu, ale kontuzja kolana uniemożliwiła kontynuację marszu. Z tyłu na trasie pozostali jeszcze Marek Pęconek, Artur Ludwig, Ola Makowska oraz Daniel Janukowicz, świadomi tego, że nie mają szans ukończyć w limicie czasowym. Szli, bo chcieli dojść jak najdalej – godna, bardzo ambitna sportowo postawa!
W okolicach Wysokiego Grzbietu Gór Izerskich biegły jedne z ostatnich kilometrów tegorocznej próby. Tam, mocno rozciągnięci, szli w luźnych grupkach pozostali zawodnicy.
Pierwsi z „żywieniówki” wyszli Mikołaj Grzeszak, Marek Kowalski, Władysław Biskup i Przemysław Rzeszowski. Jednak Przemek miał wolniejsze tempo w wyniku czego już na Wysokim Kamieniu stracił jakieś pół godziny. W drodze od kopalni Stanisław do Cichej Równi, pierwszej w tym momencie trójce, zdarzył się jednak błąd w orientacji i zeszli oni ze szlaku w kierunku Białej Doliny. W sumie stracili na tym około 1:30 min. Tak więc na punkcie kontrolnym „Babiniec” jako pierwszy pojawił się właśnie Przemek Rzeszowski. Ruszył ostro do przodu na ostatnie 6 kilometrów przed metą. Pozostali przychodzili w różnych odstępach, najwięcej na zgubieniu stracił Władysław Biskup, ale ruszył ostro dalej, momentami nawet biegł (przypominam, że ten człowiek ma przeszło 70 lat!!!). Czasy na tym punkcie dawały wszystkim idącym nadzieję na dojście do mety w limicie 48 godzin od startu. Najbardziej z tyłu była sympatyczna, 3-osobowa grupa dolnośląskich górników z zagłębia miedziowego. Pozostawało tak niewiele…
Na mecie od godziny 16 rozpoczęło się wyczekiwanie na finiszujących. Wiadomo było, że zostało już tylko 12 osób, które idą w mniej więcej pół godzinnych odstępach. Najpierw pojawił się Przemek Rzeszowski z Żarowa, wyraźnie utykając, z lekkim, chyba wymuszonym uśmiechem doszedł ostatnie metry, wypił herbatkę i udał się szybko na odpoczynek. O 17.20 dotarł Mikołaj Grzeszak z Wałbrzycha, a dwadzieścia minut później Marek Kowalski z Siekierczyna. Szli oni przez większość dystansu razem z Władysławem Biskupem i Maćkiem Kaliszem. Dopiero zagubienie w Izerach ich rozdzieliło. Doszli mocno i pewnie, choć zapewne nogi mieli z waty, a oczy „na zapałkach”. Podobnie jak poprzednicy na mecie szybko się udali na odpoczynek, jakże zasłużony. Następny na mecie pojawił się jedyny ratownik GOPR-u z Karkonoszy – Mateusz Dejnarowicz. Jest on pierwszą osobą, która powtórzyła Przejście dookoła Kotliny. Pierwszy raz dotarł na metę w 2005 roku razem z Maćkiem Kozińskim. Chwilę po Mateuszu dotarł Roman Gwóźdź z Prudnika, szybko uciekł z mety do najbliższej restauracji i zjadł z wielkim apetytem schabowego, po czym wrócił do oczekujących, żeby wspólnie cieszyć się z sukcesu. Niedługo po Romku zjawili się dwaj ratownicy GOPR z grupy Jurajskiej i Wałbrzysko-Kłodzkiej – Jan Rychlewski i Michał Rysiukiewicz. Szli cały czas razem i konsekwentnie dążyli do celu, u organizatorów funkcjonowali jako „brygada RR”. Znali oni osobiście Mateusza Hryncewicza i między innymi dla niego ruszyli w tę trasę. Dotarli o 19.20, a na mecie witał ich już niemały tłum przyjaciół, innych uczestników i organizatorów.
W tym momencie organizatorzy coraz bardziej zaczynali martwić się o Władysław Biskupa, który na poprzednim punkcie kontrolnym był ponad godzinę przed „brygadą RR”. Jednak wszelkie zmartwienia odeszły na chwilę na bok, gdy o 19.35 w okolicach „Marianek” pojawiły się, długo oczekiwane, pierwsze kobiety, które obeszły kotlinę. Anna Jarowicz i Gosia Tofiluk, zaprawione turystki górskie pokazały wielki hart ducha i żelazne mięśnie nóg. Nie miały ani chwili zwątpienia, trzymały swoje tempo, wyliczone na wykorzystanie całych 48 godzin. To wielki sukces, który na mecie spotkał się z gromkimi brawami i gratulacjami. Porcję bardzo pozytywnej dramaturgii zgotowali natomiast niezwykle sympatyczni górnicy z zagłębia miedziowego. Pierwsi dwaj doszli w okolice mety na kilka minut przed czasem, jednak zdecydowali przekroczyć linię mety całą trójką (początkowo było ich czterech, ale Bartłomiej Tursa wycofał się na Górze Szybowcowej) i czekali na kolegę. Poza tym, jak sami mówili, chcieli wykorzystać w pełni i do końca 48 godzin, jakie były przewidziane na Przejście. To prawdziwi showmeni, przez całą drogę nieśli proporzec na kiju, a wszędzie gdzie się pojawiali bił od nich optymizm i radość z górskiej wędrówki. Punktualnie o 20.00 przekroczyli linię mety w składzie Waldemar Kraśkiewicz (Miłoradzice), Mirosław Bawolski (Góra) i Dariusz Panter (Polkowice). Od razu zapowiadali, że w przyszłym roku pokażą coś ciekawszego podczas przejścia. Czekamy na ich pomysły!!
W tym momencie czas przejścia dobiegł końca. Na trasie pozostał już tylko sympatyczny Władysław Biskup i zmartwieni ratownicy GOPR wyruszyli zobaczyć gdzie się znajduje. Jednak zanim poszukiwania na dobre się rozpoczęły, pan Władysław dotarł do mety po 49 godzinach marszu. Jak mówił uciął sobie drzemkę, która z krótkiej przerodziła się w „za długą”, stąd jego spóźnienie. To najstarszy uczestnik, który ukończył naszą trasę, a dokonał tego ze, zdawać by się mogło, dużym zapasem. Sam fakt, że następnego dnia wsiadł z rana na rower i pojechał na nim w kierunku swojego domu w Kłodzku (130 km) mówi sam za siebie. To była niesamowita postać, którą otaczała jakaś niepisana magiczna aura wszędzie gdzie się pojawił. Życzymy wszystkiego dobrego popularnemu „Włodziowi” i miejmy nadzieję, że za rok zaszczyci nas swoją obecnością!!
Jednak nie wolno nikomu światła reflektorów kierować tylko na tych 17-tu, którzy dotarli do mety. Było by to błędem i zaprzeczeniem idei tej imprezy. Kiedy Daniel wraz z dwójką kolegów (przyp. z Maćkiem Kozińskim i Gniewkiem Oblickim) ruszał w 2004 na pierwszą próbę, nie zależało mu na tym, aby ktoś o tym pisał w gazetach. Chciał zmierzyć się sam ze sobą, sprawdzić, na jak wiele może sobie pozwolić i do czego jest zdolny jego organizm. I osiągnął swój cel, mimo że nie doszedł. Tak samo jak wszyscy uczestnicy tego, czy poprzednich Przejść. Stanąć na starcie i ruszyć do walki. Do walki ekstremalnie trudnej, wymagającej, obfitej w ból i zmęczenie. Każda z tych 118 osób, które ruszyły 14 września tego roku stoczyła taką walkę. Dla jednych skończyła się ona wcześniej, dla drugich później, ale wszyscy, którzy ją podjęli są zwycięzcami. I za to wszystkim uczestnikom należą się wielkie słowa uznania i życzenia, żeby w przyszłym roku ich walka skończyła się po 145 kilometrach, w Szklarskiej Porębie.
W tym miejscu moim obowiązkiem jest wymienić rzesze osób, dzięki którym, impreza doszła do skutku. Kolejność jest przypadkowa, wkład każdej z tych osób jest nie do przecenienia.
Sponsorzy:
- Bar Tramp – wspaniała rodzina Podkańskich – Bartek, Iwona, Michaś, Łukasz
- Wydawnictwo Atut – miesięcznik Sudety – Maciej Zalewski
- Fromako – Darek Goetze, Asia Nowacka
- Muller – Paweł Muller i Kuba Motyka
- Banner – Adam Mędraś
- Wydawnictwo Plan – Rafał Fronia
- Pracownia Reklam „pod Papugą”
- Firma Budowlana Hoelit & Werner – Darek
- Urząd Miasta Szklarska Poręba – Mirek Tecław i inni
- Burmistrz Szklarskiej Poręby – Arkadiusz Wichniak
- Straż Miejska Szklarska Poręba
- Sławek Krawczyk – Demczuk, Kasia Ruszkowicz
- Rodzina Leszczawskich – Maria, Artur, Rafał, Dawid
Przedstawiciele mediów:
- TVP 3 – Andrzej Szpak
- PRW – Piotr Słowiński
Ludziom z GOPR Karkonosze:
- Naczelnik – Maciej Abramowicz
- Andrzej Brzeziński
- Piotr i Monika Stanaszek
- Artur i Iwona Ludwig
- Karolina Mikita
- Andrzej Koziński
- Przemek Ćwiek wraz z rodziną
- Olaf Grębowicz
- Marek i Renata Barzak
- Łukasz Ryba
- Andrzej Marczak, Marek Przeworski, Andrzej Stefanowicz, Piotr Myśliwiec
I wielu, wielu innych….